25-01-2016, 22:01
Eksplozja primusa
|
25-01-2016, 22:12
Podoba mi się ten międzywojenny język.
A artykuł zaiste trzyma w napięciu
25-01-2016, 22:59
a tyle ostrzegaliśmy przed Pb95
"The smell, you know that gasoline smell, the whole hill. Smelled like … victory"
26-01-2016, 09:44
Strach się teraz bać palić kuchenki - ale żeby przy nalewania benzyny? Pewnie gościu fajkę w zębach trzymał
Skype: kogo..
26-01-2016, 10:13
Nie fajkę.
Świecił sobie zapałką aby sprawdzić czy można jeszcze trochę dolać
26-01-2016, 15:28
Ja tez na poczatku, 20 lat temu uzyewalem benzyny do primusa zamiast nafty, jakteraz o tym pomysle...
27-01-2016, 10:12
Jak wywaliło futrynę i rozwaliło okna - to jaka musiała być siła wybuchu - prawie jak butla z gazem, więc prawdopodobnie wysadziło kuchenkę wraz z kanistrem - nie wspomnieli tylko czy mieszkanie się sfajczyło
27-01-2016, 15:18
Wiosną`97, jak powódź już zaczynała szaleć, wyjąłem se nafcianą kuchenkę, którą napędzałem benzynką mimo iż stało na niej jak byk "nur fur petroleum". Wtedy nie miałem pojęcia o "tych" sprawach. Nie pamiętam jaka to była firma, kocherek typowy, mosiężny z miejscem na garnek na górze i oczywiście pompką. Kochera tego używałem w ten sposób już ze dwa sezony na zlotach motocyklowych gotując co się dało i nie było problemów.
Powódź tuż tuż, wiec myślałem sobie: przyjdzie woda , nie będzie prądu ani gazu a ż®yć trzeba więc sprawdzę kocherek czy działa. Całą zimę urządzonko przeleżało se w spokojności w metalowym garage na ogródku, miało benzynkę w środku a zimą na kilka nocy temperatura spadła do -40 prawie. Jak go wyciągałem to kocherek leżał se na boku (potem okazało sie to wszystko istotne) a było w nim lekko ponad pół literka bendzynki Napompowałem, podlałem kocherek bendzynką na rozgrzewke, zapodpaliłem i oczekuję na efekty. Bendzynka w miseczce sie kończyła odkręciłem zaworek , a tu marnie cóś. Myślę sobie wiaterek był lekki, wie sie może kocherek nie dogrzał należycie. Zgasło, zakręciłem i aby czasu nie tracić, bo stygnie podlałem bendzynki z kanisterka prosto do miseczki. Nie była to operacja precyzyjnie wykonana i ulałem trochę na zbiornik. Myslę sobie, aaa tylko trochę zaraz sie wypali szybko i jeszcze lepiej kocherek podgrzeje. Zapodpaliłem ponownie, zaczęło się ładnie jarać w miseczce i na zbiorniku, a za chwilę też i pod zbiornikiem. Odkręciłem zaworek, kocherek jara pięknie niebieściutkim płomieniem, morda się cieszy, powódź nam nie straszna. Aleeee, aleeee płomień pod kocherkiem cóś zbyt długo jara myślę sobie, i pacze a kocherek jeszcze piękniej zaczyna jarać i warczeć nawet, a u dołu nie gaśnie, a z góry coraz mocniej. Uj, myślę sobie cóś nie tak, gasić czeba sprzęta natentychmiast! Odkręciłem zaworek odpowietrzający przy wlewie i spuszczam powietrze. Syczy, syczy, SYCZY CORAZ BARDZIEJ !!! O kórwarszawaniechoduje "powietrze" z odpowietrznika jara się tyż !!!, Z DOŁU JARA CORAZ BARDZIEJ!!! Kopnąłem urzadzonko delikatnie aby zdjąć je z dolnego ogieńka , pacze a tu nic to nie dało od spodu dalej jara się okrutnie . Kopie po raz drugi aby przewrócić kocher , niech płomień idzie na bok a nie na zbiornik. Zobaczyłem,że płomień wystrzeliwuje z dna zbiornika z odpowietrznika, z palnika i spokojnie drogą logicznej dedukcji doszedłem do jedynego słusznego wniosku SPINDAALAJ!!! Operację tę wykonałem perfekcyjnie prawie, gdyż jak juz byłem prawie za rogiem owej metalowej budy i wystawała mi jeszcze tylko prawa ręka PIZDNĘŁO !!! Nie zbyt głośno, tak jakoś głucho nawet bym powiedział. Poczułem ciepełko na ręce, odwróciłem się i zaglądam zza winkla. A tu nic, kocherka niema nic sie nie jara, trochę dymu , ot i już. Koleżanka małżowinka moja oglądała te fajerwerki z okna , powiedziała potem,że kula ognia zasłoniła mnie w całości razem z budą, nie było widać nic tylko ogień przez ułamek sekundy. Kocherek pierwotnie stał sobie radośnie ze 4 metry od budy, dwa razy kopnąłem go oddalając go od owej budy jeszcze o około metr (?). W takim razie kula ognia z niecałego PÓŁ LITRA BENZYNY (bo sie dużo już zdążyło wypalić) musiała mieć około 10 metrów średnicy. Moja ręka poparzenie II stopnia i wyłączenie z prac fizycznych na wałach, ale druga ręką browary nosić mogłem . Jak zainteresowałem się lampionami, to nawet moja szwajcarkę , oryginalnie bendzynową, na naftę se przezbroiłem i nikomu bendzynowych sprzętów nie polecam.
27-01-2016, 15:44
Ciekawa hstoryjka ze szczęśliwym happy endem , niemniej jednak jak sam zaznaczyłeś z typowej niznajomości tematu palenia na nafcie . Trochę się przestraszyłem , bo na kempingach używam przeważnie benzynowych lamp i kuchenek Colemana , myślę jednak , że stosowane zabezpieczenia uniemożliwiają takie opisane przez Ciebie wypadki , sprzęt przechodzi homologację i jeśli nie posiada wad fabrycznych podobne historie nie mają prawa mieć miejsca . Tak na marginesie palacze benzyny , bez obaw , pożyjemy jeszcze , mam nadzieję nie umrę z powodu pasji
27-01-2016, 19:51
W takim razie BĄDŹ CZUJNY ! zawsze może się rozszczelnić.
W przypadku gdy rozszczelni się naftowy sprzęcior będziesz mieć tłustą plamę, w przypadku sprzętu benzynowego będziesz mieć problem |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości